12-05-2008 15:40
Jednak jestem konserwa.
Odsłony: 13Wracałem ostatnio do Wrocławia z kumplem ze Złotoryi. Zabrał mnie spod przystanku jakimś autem dostawczym i wysadził pod domem we Wrocławiu. To był tak zwany sukces na kości, ponieważ byłem tego dnia znacznie osłabiony, po dwóch dniach polskiego wesela. Ale uśmiech losu nie był jedynym ubawem podczas tej podróży. Najpierw pojechaliśmy na stację benzynową, kumpel zatankował auto.
Ruszamy.
Ja – szarpiąc się z pasem: Coś masz nie tak z pasem. Nie działa.
On – ze stoickim spokojem: Nie zapinaj, jestem liberalnym kierowcą. Nawet nie mam przeglądu.
I to nie był żart. Był bardzo poważny, a pyzatym jego poczucia humoru oscyluje w trochę innych klimatach. Wspomnę tylko o jego ulubionym podpisie w popularnym komunikatorze: Mam raka. Zostało mi dwa miesiące życia.
Pozdrawiam Cię Mieszko!
To i sobotnia sesja sprawiły, że nie uważam się za takiego liberała ;) jak miało to miejsce wcześniej. PR Indie jest znakomity. Przynajmniej w sieci. Zewsząd można przeczytać jakie to innowacyjnie, ciekawe, miodne, fajne itd. To i ukazanie się na polterze 3:16 sprawiło, że chciałem spróbować „z czym i jak to się je”.
Suplement czyta się szybko i miodnie. Brak dokładnych opisów, powoduje że MG ma ogromne pole do popisu, więc z samą przygodą nie było problemu. Drużyna też się znalazła. Dominik, stary gracz, przyprowadził trzy osoby, w tym jedną kobitkę. Okazało się, że jeżeli chodzi o Indie, dla wszystkich będzie to pierwszy raz. Po krótkim wstępie mechanicznym, karty postaci szybko zostały wypełnione.
„Elitarna Elita Elit:
„Elitarna Elita Elit:
* Renn – porucznik
* Gizz – kapral
* Imbris – szturmowiec, medyk
* Sid – szturmowiec”
Ucieszyłem się z pojawienia się porucznika. Część (moich) obowiązków MG, spadło na oficera. Wstęp był opowieścią o planecie Terra, o oddziale 3:16 i ich wcześniejszej misji.
Później dwa krótkie solo w osobnym pokoju, jeden na jeden z graczem.
Porucznik Renn udał się na odprawę, gdzie dowiedział się, że będzie dowodził jednym z dziewięciu dwudziestoosobowych oddziałów, w eksploracji planty Xeron. To była oficjalna, jawna część rozkazu. Tajna mówiła o tym, że jeżeli okaże się, że jeżeli „planeta” zagraża bezpieczeństwu całej organizacji 3:16 i planecie matce, ma użyć Zabójcy Planet (duże kabum, niszczące całą planetę).
Wydział Kontroli Wewnętrznej wezwał natomiast Imbris. Z racji tego, że porucznik słynął (słabości) ze skłonności samobójczych, narkomani, chamstwa, szturmowiec-medyk został zobligowany do obserwacji porucznika i sporządzenia raportu na temat jego zdrowia psychicznego i fizycznego. Również została udzielone pozwolenie na likwidację oficera Renn, gdy okaże się, że zagraża on misji i organizacji.
I zaczęło się.
Przygoda była zlepkiem Żołnierzy Kosmosu, Solaris, Obcego 2. Moim nadrzędnym celem było to, by drużyna zatraciła kontakt z rzeczywistością, oddając się zgubnym wpływom planety. Wprowadzenia uczucia alienacji, zagrożenia, paranoi wyszło świetnie. Kilka osobnych opisów dla jednego z członków drużyny, budowało niepewność w ekipie. Za wszelką cenę chciałem ich złamać. I udało się, a finalna scena sesji zapadnie mi w pamięć na długo. W końcu gdy kapralowi udało się sposób na chwilowe opanowanie zgubnych wizji i podzielił się informacją ze szturmowcami, porucznik poddał się ich sugestii i kazał iść im przodem. Po czym skierował się do mnie i powiedział:
- Ta planeta jest pop… My już nie jesteśmy normalni… To zagraża naszej sprawię. Aktywuje Zabójcę Planet.
… Koniec przekazu …
To jest oczywiście bardzo ogólny raport z sesji. Wątków było więcej, a sama podróż na Xeron trwała ponad godzinę. Gracze ocenili sesję za bardzo udaną. Ja również dobrze się bawiłem.
Ale…
I tu przychodzi mi na myśl, cytat przeczytany gdzieś na polterowym blogu: Indie, srindie. Chwilę po sesji ogarnęła mnie tęsknota za archaiczną mechaniką młotka, za umiejekami, zdolnościami, perkami, paradoksem, punktami obłędu, człowieczeństwem, talentami… Wypita kawa nie pozwalała zamknąć się powieką. Kilka piwek z Dominikiem i stwierdziliśmy, że jesteśmy erpegowymi konserwami. I dobrze mi z tym. Pożegnaliśmy się cytowanym już tu sloganem: Indie-srindie.